Lodowiec Perito Moreno
Zdecydowanie nasz numer jeden!
Zanim przyjechaliśmy do Patagonii lodowiec zdecydowanie nie wydawał się faworytem, myślę że to dlatego że zdjęcia zupełnie nie oddają jego majestatu. To trochę jak z Wielkim Kanionem, który robi niezapomniane wrażenie ale na zdjęciach nie wydaje się aż tak spektakularny. Dlatego też uważam, że lodowiec jest czymś co trzeba zobaczyć na żywo na własne oczy i zrozumieć jak jest przepiękny! A już na pewno będąc w Patagonii nie można pominąć wizyty przy lodowcu Perito Moreno.
Najpierw kilka przydatnych informacji: Lodowiec znajduje się około 1.5 godziny drogi na wschód od El Calafate. Nie pomylcie się, gdyż oglądając mapę Patagonii miejscowość Perito Moreno jest jakieś 600 km na północ ale to nie tam jest słynny lodowiec. Do lodowca kursują autobusy z dworca w El Calafate, praktycznie każde biuro oferuje wycieczkę poranną około godziny 9 rano, kilka biur oferuje też wycieczki popołudniowe około 13-13:30. Wycieczka wygląda tak, że jedziemy około 1.5 godziny autobusem, potem mamy około 3-3.5 godziny na miejscy i wracamy do El Calafate. Cena to około 20 $ + wstęp do Parku Narodowego około 12$ za osobę. Oczywiście możecie też dojechać tam wynajętym samochodem, z parkingiem nie powinno być problemu.
Już z autobusu roztaczały się przepiękne widoki i z daleka było widać lodowiec. Jednak dopiero kiedy wysiedliśmy na parkingu to po prostu nas olśniło! Spędziliśmy 3 godziny gapiąc się na ten cud natury i dosłownie nie mogliśmy oderwać wzroku, mogłabym tam chyba spędzić cały dzień, zrobić tysiące zdjęć z każdego kąta i nie znudziłby mi się ten widok ani trochę. Mieliśmy też szczęście i trafiliśmy na super słoneczną pogodę, chociaż oczywiście jak to w Patagonii wiało 😉 Na miejscu mamy do wyboru kilka tras spacerowych głównie po drewnianych pomostach, 3 godzinna wycieczka powinna nam wystarczyć spokojnie na zrobienie głównej, najpiękniejszej i pewnie jeszcze jakiejś jeśli chcemy oglądać lodowiec z trochę innej perspektywy.
Czy wiesz, że? Czoło lodowca ma aż 5 km długości i w najwyższym swoim punkcie osiąga 70 m wysokości (to ponad 20 pięter)! Glacier jest częścią Południowego Lądolodu Patagońskiego, który jest trzecią co do wielkości pokrywą lodową na świecie (po Antarktydzie i Grenlandii). W przeciwieństwie do wielu innych lodowców Perito Moreno nie zmniejsza się i nie zmienił swojego wyglądu od tysięcy lat, nikt w sumie nie wie dlaczego. Oczywiście w zimie przyrasta w lecie natomiast się cofa ale są to tylko zmiany sezonowe. Będąc przy lodowcu można usłyszeć i jeśli ma się trochę szczęścia to też zobaczyć, że ten naturalny twór naprawdę żyje. Co chwile słychać głośne pęknięcia, a z czoła lodowca czasem odłamują się kawałki lodu, niekiedy nawet bardzo duże. My mieliśmy szczęście i widzieliśmy spory kawałek odpadający z wielkim hukiem do wody.
Jeśli po tej wizycie czujecie niedosyt lodowca są również dostępne inne atrakcje jak np. trekking po lodowcu (podobno przepiękny, ale niestety drogi – mini trekking około 100$ osoba) czy rejs łodzią pod czoło lodowca.
My zrobiliśmy tylko punkt widokowy i nadal byliśmy zachwyceni. Do tej pory mam uśmiech na twarzy jak pomyślę o lodowcu 🙂 Jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam w życiu, naprawdę!
Park Narodowy Torres del Paine
Ten Park to chyba wizytówka Patagonii, każdy kto kiedyś słyszał o tym regionie z pewnością ma w głowie obraz właśnie z tego parku i zapewne są to trzy dumnie stojące wieże czyli same Torres del Paine.
Zacznijmy znów od podstawowych i praktycznych informacji: Park ten znajduje się na terenie Chile, najłatwiej dostać się tam albo busem z Argentyńskiej części Patagonii (np. z El Calafate jak my zrobiliśmy) lub samolotem do Puerto Natales z Santiago de Chile. Sam Park jest dość mocno odległy od najbliższych miejscowości, tutaj więc pojawia się pytanie noclegu i transportu. Naszym zdaniem najwygodniej jest mieć wynajęty samochód, który daje nam dużą niezależność i my również zarezerwowaliśmy nocleg zaraz przy granicy parku (tutaj, bardzo polecam, piękny hotel ze wspaniałymi widokami). Inną opcją jest też oczywiście namiot, pól namiotowych nie brakuje w parku ale warto je zarezerwować z odpowiednim wyprzedzeniem. Jeśli nie chcemy nocować pod namiotem albo wynajmować, powiedzmy sobie szczerze dość drogiego hotelu przy parku, możemy nocować w miejscowości Puerto Natales, gdzie jest bardzo bogata baza noclegowa, ewentualnie w trochę mniejszej miejscowości Torres del Paine. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że z Puerto Natales do granicy Parku jest około 100 km szutrową drogą. Z Puerto Natales da się jednak wynająć jednodniowe wycieczki zorganizowane do parku lub też sam przejazd w obie strony. Cena wjazdu do Parku na 3 dni to około 30 dolarów od osoby.
źródło: https://torresdelpaine.com/en/
Powyżej znajdziecie mapkę Parku, jak widzicie Park jest naprawdę spory i ma bardzo dużo przepięknych miejsc. Warto zauważyć, że mimo iż odległości w kilometrach nie są tak duże, to drogi są szutrowe i złej jakości, więc pokonanie nawet niewielkiego kawałka zajmuje trochę czasu. Najbardziej znanymi atrakcjami Parku są oczywiście szlaki trekkingowe, do wyboru jest ich wiele ale najbardziej popularne to tak zwany O trek i W trek. O trek to siedmiodniowa wycieczka która wiedzie dookoła parku, W trek można zrobić już chyba w 4 dni i zobaczymy wtedy najpopularniejsze punkty. Pola namiotowe są oczywiście dostępne i warto (albo wręcz trzeba) je wcześniej zarezerwować. Jeśli tak jak my nie jesteście aż takimi fanami spania pod namiotem to większość tras z W treku można zrobić osobno, jako wycieczki jednodniowe. Najsłynniejszą jest trasa wiodąca do Mirrador base de las Torres, czyli do jeziorka pod samymi wieżami, w obie strony jest to wg mapki około 9 godzin. Z ciężkim sercem przyznaję, że nie udało nam się tego zrobić trochę ze względu na zepsuty samochód, a trochę na moje trochę bolące kolano. Jednak widoki z innych miejsc są równie zachwycające. Kolejnym miejscem „must see” jest Glacier i Lago (jezioro) Grey. Tutaj możemy wybrać się na trekking lub popłynąć na wycieczkę statkiem (około 80$ od osoby), my byliśmy na statku i bardzo nam się podobało. Lodowiec Grey nie jest tak wysoki i wielki jak Perito Moreno i jest to lodowiec który intensywnie się cofa. W tej chwili są dwa jęzory z górą po środku, ale kilka lat temu był to jeden wielki jęzor. Wrażenia lodowca ze statku są super, zwłaszcza że podpływa się bardzo blisko. Warto też zrobić sobie wycieczkę objazdową po całym parku i przejechać przez wszystkie view pointy, łącznie z punktem widokowym Rio Serrano jeszcze przed wjazdem do parku oraz punktem przy Laguna Azul, z którego jest piękny widok na trzy wieże. My zrobiliśmy tez kilka krótkich pieszych wycieczek: Mirrador Condor i Mirrador Curenos. Dodatkowego uroku dodają z pewnością lamy, a dokładnie guanacos, które biegają wszędzie po parku, ale trochę przeszkadza bardzo bardzo silny wiatr.
Generalnie w parku jest co robić minimum 3 dni i widoki na pewno nam się nie znudzą. Jedyne co to pogoda może nam nie dopisać, ale jeśli będziemy w Parku kilka dni jest większa szansa na chociaż jeden lub dwa dni z dobrą pogodą. Gdzie nie spojrzeć wszystko jest przepiękne, i przyznaje, że byłam trochę rozczarowana na początku, że musieliśmy odpuścić Mirrador base de las Torres, ale po zobaczeniu całego tego parku stwierdzam że sam w sobie jest on zachwycający i jestem wdzięczna i szczęśliwa, że mogłam odwiedzić to miejsce.
El Chalten i Laguny
Wracamy do Argentyny i do Parku Narodowego los Glaciares. El Chalten jest malutką wioską zaraz przy przepięknych górach i na granicy samego parku. Najłatwiej dostać się tutaj z El Calafate, 3 godziny jazdy busem lub autem normalną asfaltową drogą. W El Chalten jest dużo hoteli, hosteli i campingów, gdyż wydaje się że to miejsce żyje głównie z turystów. Słyszałam ciekawostkę, że wioska ta została założona przez Argentyńczyków ze względu na spór z Chile o te niegdyś niezamieszkałe i niczyje rejony. Jest to miejsce tak totalnie pośrodku niczego i do najbliższych innych osad ludzkich są setki kilometrów.
Wróćmy jednak do najważniejszego czyli gór i atrakcji.
Laguna de los Tres – to miejsce to jest zdecydowanie wow! Po prostu wow!
Żeby dotrzeć do Laguny są dwie drogi
– można wyruszyć bezpośrednio z El Chalten, wtedy droga wiedzie dość pod górę na początku, potem po płaskim a potem ostatnią godzinę (nam zajęło to 1 godzinę 20 minut) jest bardzo strome podejście pod górę po kamieniach – całość to w teorii około 4 godzin w jedną stronę.
– druga opcja to wyruszenie z miejsca zwanego El Pilar, trzeba tam wziąć busika lub taxi z El Chalten (na pewno doradzą wam to w miejscu w którym macie nocleg) i wtedy droga prowadzi najpierw około 2 godziny przez las praktycznie po płaskim a potem dochodzimy do tego samego stromego momentu podchodzenia pod samą lagunę.
My zrobiliśmy tak, że zaczęliśmy w El Pilar a potem wracaliśmy tą dłuższą drogą. Cała wycieczka w teorii to 7 godzin, w praktyce zajęła nam prawie 10. Czemu tak długo? Po pierwsze strome podejście zajęło dłużej niż przewiduje mapa, zresztą zejście trochę też. No i oczywiście przy samej Lagunie spędziliśmy sporo czasu. Myślę, że co najmniej 1.5 godziny siedzieliśmy na górze czekając aż przejdą chmury i odsłonią Fitz Roya. Fitz Roy to najwyższy szczyt tutaj (3359m), ta góra została nazwana na cześć brytyjskiego odkrywcy i podróżnika, członka załogi Darwina, którzy przybyli w te strony w XIX wieku. Niestety oczywiście chmury odsłoniły się dopiero jak zeszliśmy na dół, ale i laguna i cała wycieczka była naprawdę zachwycająca.
Kolejnym punktem do zobaczenia z El Chalten jest Laguna Torre, czyli przepiękne jezioro z widokiem na kolejny szpiczasty szczyt – Cerro Torre. Do laguny wiedzie około 9.5 km szlak (około 19 km w obie strony), nie jest on bardzo trudny i tylko na początku i końcu idzie się pod górę i to nie bardzo stromo. Dojdziemy nim prosto pod jezioro i do miejsca zwanego „plażą lodowych kier” i rzeczywiście na tafli wody widać unoszące się kry lodu oderwane od widocznego w oddali lodowca.
Oba szlaki są naprawdę spektakularne i zdecydowanie trzeba się na nie wybrać będąc w Patagonii. Jednak są to długie i nie bardzo proste (szczególnie Laguna de los Tres) wycieczki, więc należy brać pod uwagę swoją kondycję fizyczną, ale też np. odpowiednie buty. Przydadzą się też bardzo kijki, które myślę że spokojnie możecie wypożyczyć w miejscu noclegowym. No i nie zapomnijcie zabrać ze sobą zapasu wody (wodę można też uzupełniać w strumieniach – na prawdę, zrobiliśmy tak i przeżyliśmy, tylko najlepiej odejść trochę od szlaku) oraz jedzenia i odpowiednich ubrań gdyż jest bardzo wietrznie i pogoda lubi się zmieniać.
Ushuaia
No i dotarliśmy na koniec świata!
Ushuaia to jest najdalej na południe wysunięte miasto na świecie. Krajobrazy są tutaj przepiękne, trochę powiedziałabym norweskie, gdyż w końcu są tutaj fiordy i wcinające się w ląd morze. To chyba największe miasto w Patagonii, jest tu spore lotnisko i dość dobra infrastruktura. Hoteli i miejsc do spania jest bardzo dużo w różnych cenach i nie trzeba rezerwować ich z wyprzedzeniem. My dotarliśmy tutaj busem z Punta Arenas (cały dzień), a potem wylecieliśmy samolotem do Buenos Aires (przydatne info: zarezerwujcie sobie na lotnisku dużo czasu przed wylotem, mimo że to mały port lotniczy to organizacja pozostawia bardzo dużo do życzenia i kolejki są gigantyczne).
Z Ushuaia też wypływa bardzo wiele rejsów na Antarktydę i jest to główna baza wypadowa tego typu wycieczek.
Będąc w Ushuaia główną atrakcją są oczywiście rejsy kanałem Beagle. Spacerując promenadą nad wodą zaraz przy porcie są stanowiska z agencjami oferującymi różne wycieczki. Wybór jest spory i można zdecydować co i jak chcemy. My wzięliśmy rejs kanałem połączony z oglądaniem ptaków (kormoranów), lwów morskich i na końcu też pingwinów. Wycieczka nam się podobała gdyż wszystkie te zwierzęta były super i widoki były przepiękne, jednak łódka była duża i przepełniona turystami co trochę psuło atmosferę. Koszt takiego rejsu to około 40 dolarów od osoby. Nie dziwne, że pingwiny to główna atrakcja, oglądanie ich w naturalnym środowisku było niezapomnianym przeżyciem.
Kolejnym obowiązkowym miejscem do zobaczenia w Ushuaia jest Park Narodowy Tierra del Fuego, czyli Park Ziemi Ognistej. I nazwa nie pochodzi od wulkanów, bo tych tutaj nie ma, ale od tego że odkrywcy kiedy przypłynęli do tego miejsca pierwszy raz zobaczyli już z daleka miejscową ludność rozpalająca wielkie ogniska. W Ushuaia znajdowało się więzienie, gdzie zsyłano szczególnie niebezpiecznych więźniów i pracowali oni przy wycince drzew na terenie dzisiejszego parku. Jednak pomysł więzienia upadł, gdyż okazało się że ucieczka z niego i powrót do większych miast nie jest aż tak bardzo trudny. Mieszkańcy obecnego miasta Ushuaia są więc potomkami strażników więziennych, więźniów ale również niegdyś żyjącej tutaj ludności plemiennej.
Wzięliśmy do Parku również zorganizowaną, pół dniową wycieczkę z przewodnikiem za około 25 dolarów za osobę. Zobaczyliśmy główne punkty widokowe, piękne krajobrazy oraz odwiedziliśmy pocztę na końcu świata, gdzie można dostać pieczątkę do paszportu (odpłatnie) oraz wysłać pocztówki do najbliższych.
Podsumowanie
Patagonia jest jednym z piękniejszych miejsc jakie widziałam w życiu i mogę z czystym sumieniem polecić je każdemu. Krajobrazy i natura są zachwycające. Nie są to też miejsca przepełnione zbytnio turystami i czasami trochę wręcz dzikie, pewnie też ze względu na to, że Patagonia jest położona daleko od cywilizacji i nie łatwo i nie tanio się tam dostać. Warto również zauważyć, że najpiękniejsze miejsca też nie są tak łatwo dostępne i dam tutaj za kontr przykład Szwajcarię w której mieszkam i gdzie do większości pięknych gór prowadzą drogi samochodowe lub kolejki i praktycznie każdy może dostać się do punktów widokowych. W Patagonii jest inaczej i często trzeba wędrować cały dzień, żeby zobaczyć wymarzony widok i to też warto mieć na uwadze planując wyjazd. Trzeba włożyć tutaj sporo wysiłku fizycznego, a będzie on nagrodzony przepięknymi widokami.