Noc na pustyni była naszym marzeniem od dłuższego czasu. Stąd też kiedy zdecydowaliśmy się, że chcemy polecieć do Maroko obowiązkowo znalazła się w naszym planie. Trzeba jednak przyznać że na prawdziwą pustynię, taką z wydmami, piaskiem i namiotami jaką znamy z filmów, nie jest tak łatwo się dostać, gdyż jest ona po prostu daleko. Wydmy Erg Chebbi i Merzouga, gdyż o tym miejscu mowa, jest oddalona o minimum 9 godzin jazdy samochodem (ewentualnie jeszcze trochę więcej autobusem) od Marakeszu (560 km) z czego trzeba przejechać przez góry Atlas… To nas jednak nie zniechęciło i mimo bardzo długiej drogi i spędzeniu dużej ilości czasu w aucie dopięliśmy swego i dotarliśmy na Saharę.
Jeśli nie chcecie jechać tak daleko, piaszczysta pustynia znajduje się również w miejscowości Zagora, która jest trochę bliżej (6.5 godziny jazdy), jednak wydmy nie są ponoć aż tak spektakularne.
Jeśli chodzi o samo „zwiedzanie” pustyni to my wynajęliśmy wcześniej wycieczkę (taką jedną z najwyżej ocenionych z Trip Advisor) i wydawała nam się to najlepsza opcja. Nie podam wam dokładnie linku polecającego i nazwy, gdyż mieliśmy co do tej wycieczki mieszane uczucia, ale o tym zaraz. W skład naszej wyprawy wchodził przejazd wielbłądem do wioski pośrodku pustyni, nocleg na pustyni z kolacją i atrakcjami, oglądanie wschodu słońca i potem powrót do Merzougi na wielbłądach i śniadanie. Cena (na rok 2018) to było 30 euro od osoby za wszystko, więc przystępnie, jednak oczywiście jak zwykle cena nie była naszym jedynym i głównym kryterium.
Jeżdżenie na wielbłądzie, jak to atrakcja ze zwierzętami, może być czasem kontrowersyjna, ale moim zdaniem zupełnie nie ma się co martwić. Z tego co zauważyłam te wielbłądy były traktowane bardzo dobrze i ich „praca” w ciągu dnia to przewiezienie turystów i trochę bagaży, co w sumie trwało około godzinę w jedna stronę. Resztę czasu wielbłądy odpoczywały, miały jedzenie, dostęp do wody itp. Jeśli oczywiście nie chcecie jechać na wielbłądach możecie wybrać quady lub terenówki będzie to pewnie droższe i dużo gorsze dla ekosystemu pustynnego (ponoć auta terenowe niszczą wydmy i miejcie to na uwadze przed rezerwowaniem tego typu atrakcji), ale też na pewno dużo wygodniejsze. Niestety jazda na wielbłądzie była niewygodna okropnie… Te zwierzęta stawiają nogi w taki sposób że majta nami na różne strony przy każdorazowym ich podniesieniu. W dodatku jeszcze zapadają się w piasek i idą bardzo nierówno. Ich głowa i szyja jest poniżej naszego siedzenia więc trzeba trzymać się mocno „kierownicy” z przodu żeby nie spaść. Miałam wrażenie że wielbłądy idą w ten sposób specjalnie żeby z każdym krokiem próbować zrzucić z siebie uciążliwy nadbagaż 😉 Rezultatem tej przejażdżki był ogromny siniak i praktycznie brak możliwości bezbolesnego siedzenia przez kolejne dwa tygodnie 😉 Nie odbierzcie tego jednak jako narzekania, to była moja pierwsza jazda wielbłądem i nie żałuje absolutnie że wybraliśmy tą opcję transportu, jednak po tym doświadczeniu prędko nie wsiądę ponownie na wielbłąda.
Po dotarciu do wioski z namiotami pośród wydm mieliśmy sporo czasu dla siebie. My oczywiście robiliśmy masę zdjęć, zwłaszcza że był zachód słońca który przepięknie oświetlał wydmy, jednak była też opcja np. zjeżdżania na snowboardzie z wydm. W naszej wycieczce było dwóch lokalnych, przemiłych i bardzo fajnych przewodników a z turystów my, dwie Amerykanki i para Koreańczyków. Było to jednak poza sezonem (kwiecień), myślę, że w sezonie osób może być więcej, bo w namiotach miejsca jest dużo. Po zapadnięciu zmroku dostaliśmy dobrą kolację i duże ilości miętowej herbaty (jak to w Maroku, zero alkoholowych napojów). Niebo nad nami było naprawdę przepiękne, było kompletnie ciemno więc widoczność gwiazd była niesamowita. I tutaj od razu pro tip – sprawdźcie oczywiście nie tylko pogodę i chmury przed zarezerwowaniem noclegu na pustyni, ale również fazę księżyca! Naszym znajomym piękne widoki gwiazd popsuła pełnia księżyca który oświetlał wszystko bardzo jasnym blaskiem. Po kolacji mieliśmy jeszcze ognisko i przewodnicy grali na gitarze i śpiewali nam piosenki, później oczywiście my też śpiewaliśmy piosenki, każdy ze swojego kraju co było super przeżyciem 🙂
Problem zaczął się kiedy mieliśmy iść spać… Oh wtedy właśnie naprawdę pożałowałam, że jednak tego alkoholu nie było 😉 Oczywiście nie oczekiwałam luksusów ani wielkiej czystości, ale nawet przy braku oczekiwań było mi dość ciężko. Łóżko było chyba deską przykrytą kocem i komfort spania był dość mierny (naprawdę wolałabym dużo bardziej karimatę i śpiwór), zresztą ciężko nawet mówić o spaniu, bo całą noc nie wiem czy zasnęłam na dłużej niż godzinę 😉 Do tego oczywiście spałam w pełnym ubraniu i to nie tylko dlatego że w nocy było pieruńsko zimno a w namiocie z blachy przykrym czarną narzutą nie jest zbyt ciepło szczególnie że w kwietniu w dzień upałów wcale nie było… Pościel pralki nie widziała chyba od czasów kiedy ten namiot postawiono i to chyba był mój największy problem, gdyż najpierw przed położeniem się do łózka musiałam „ubrać” poduszkę w swoją koszulkę i dobrze ze wpadłam na pomysł wzięcia ze sobą ręcznika na którym mogłam spać 😉 Pamiętajcie więc żeby zabrać ze sobą cieplejsze rzeczy nawet w środku lata no i coś żeby osłonić twarz od wiatru. Pamiętam że wiatr był przeokropny i zawiewało piasek z każdej strony. Śmieszne jeszcze jest to, że na pustyni żyją koty! Tak właśnie, bezdomne koty które chodzą od obozu do obozu i żywią się tym co zostawią im ludzie… Te właśnie koty, albo raczej jeden konkretny kot chyba „marcował się” w naszym obozie, więc co za tym idzie miauczał niemiłosiernie całą noc.
Po prawie nieprzespanej nocy zostaliśmy obudzeni na wschód słońca. Ci którzy trochę mnie znają, wiedzą że nie jestem rannym ptaszkiem i nawet codziennie wstawanie do pracy na 9 sprawia mi trudności, a to ile razy wstałam rano na wschód słońca można by policzyć na palcach jednej ręki. Jednak było warto tak bardzo! Cała pustynia, wydmy, piasek podczas wschodu słońca mają wręcz magiczne kolory. Każdy pagórek podświetla się innym odcieniem w zależności od kąta z jakim padają na niego promienie słoneczne. Naprawdę przepiękne zjawisko!
Kiedy słońce wstało już zupełnie, półprzytomni zostaliśmy wsadzeni z powrotem na wielbłądy i po godzinie jazdy dotarliśmy do wioski, gdzie mogliśmy wziąć normalnie prysznic i dostaliśmy śniadanie.
Wracając jeszcze do kwestii organizacji, na pustyni dostępne są rożnego rodzaju obozy. Niektóre wręcz oferują luksusowe warunki w postaci nie tylko prywatnej łazienki w prywatnym namiocie, ale nawet wanny! Myślę, że wybierając wycieczkę drugi raz wzięlibyśmy na pewno wielbłądy bo to fajne mimo iż bolesne doświadczenie, ale pewnie wzięlibyśmy trochę lepszej jakości obóz. Oczywiście wanna na pustyni to duża przesada i nawet nie potrzebowałabym na jedna noc luksusu prywatnej łazienki, ale odrobinę więcej komfortu jednak byłoby mile widziane zwłaszcza kiedy dużo czasu poprzedniego dnia i też kolejnego dnia spędziliśmy w aucie. Ewentualnie jeśli mielibyśmy więcej czasu to chętnie zostałabym jeszcze jedna noc w tamtej okolicy, tym razem razem normalnie w wiosce 🙂 Podobno można wycieczkę bez problemu załatwić też na miejscu w Merzoudze i nie trzeba wcześniej rezerwować, warto jednak wziąć coś sprawdzonego lub z polecenia. Jeśli zdecydujecie się na kupienie wycieczki na miejscu nie zapomnijcie się też targować, w Maroko to podstawa 🙂
Po tej przygodzie obydwoje stwierdziliśmy, że była to chyba najmniej wygodna noc naszego życia, ale za to pustynia sama w sobie była jednym z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy. Zdecydowanie to miejsce jest w moim Top 3 miejsc na świecie w jakich byłam do tej pory pod kątem krajobrazu i warto było przemęczyć się w niewygodzie i zimnie żeby doświadczyć tego wręcz magicznego przeżycia! Z czystym sumieniem polecam wam więc Marokańskie wydmy, gościnnych Marokańczyków i całą przygodę nocowania na pustyni!