Wyjazd na własną rękę
Patagonia była na mojej liście marzeń od bardzo bardzo dawna. Długo jednak czekaliśmy z realizacją, zawsze było albo za daleko, albo za drogo albo nieodpowiedni czas. W końcu podjęliśmy decyzję, że nie możemy już dłuższej odkładać naszej wymarzonej wyprawy i na przełomie lutego i marca spędziliśmy cudowne 2.5 tygodnia w Argentynie i Chile.
Patagonia to kraina przepięknych gór, szmaragdowych jezior i zapierającej dech w piersiach natury. Natura to jest właśnie to co lubimy najbardziej. Przyznaję, że moim zdaniem to miejsce nas nie rozczarowało. Byliśmy nastawieni na przepiękne krajobrazy i tak właśnie było, dlatego z czystym sumieniem mogę polecić Patagonię miłośnikom pięknej przyrody.
Nie wyobrażaliśmy sobie wyjazdu inaczej niż zorganizowanego na własną rękę. Zawsze tak jeździmy i ja uwielbiam planować wyjazdy, wyszukiwać atrakcje, hotele, szukać i czytać o podróżach. W tym przypadku stron po Polsku nie ma jednak tak wiele i część informacji trzeba było szukać po angielsku lub nawet hiszpańsku. Istnieją oczywiście opcje zorganizowanej podróży do Patagonii, które po pobycie tam przyznaje, że dla osób nie lubiących dużo ogarniać mogą być naprawdę sensowne. Szczególnie, że odległości pomiędzy najciekawszymi miejscami są naprawdę duże, trzeba dużo się przemieszczać, chodzić z bagażem itp. Wycieczka na własną rękę daje nam jednak dużo większą niezależność. Jednak o tym wszystkim zaraz bardziej szczegółowo.
Kiedy jechać? Jak się dostać?
Zacznijmy od podstawowych informacji. Ani do Argentyny ani do Chile nie potrzebujemy wizy, więc jeśli jesteście już zdecydowani że Patagonia to jest to miejsce gdzie chcecie spędzić kolejne wakacje albo podróż życia (tak, uważam że to idealna destynacja na podróż życia!)? Najlepiej wybrać się tam od listopada do kwietnia, gdzie szczyt sezonu to grudzień, styczeń, luty. Wtedy panuje tam lato, temperatury są najwyższe i pogoda najlepsza, ale co za tym idzie najwięcej turystów. Jednak jeśli chcecie chodzić po górach to jest to chyba jedyny sensowny czas. Jak już wspomniałam nasza wycieczka trwała w sumie od 19 lutego do 10 marca i uważam, że mieliśmy bardzo dobrą pogodę i super warunki praktycznie cały czas.
Patagonia jest praktycznie na końcu świata, dlatego wycieczka tam jest dosyć czasochłonna i trzeba przyznać, że nie będzie należała do najtańszych. Opcje są tak naprawdę dwie: lot z Europy do Buenos Aires, następnie do Ushuai albo El Calafate, lub do Santiago de Chile i następnie do Puerto Natales lub Punta Arenas. My wybraliśmy opcję Argentyny również ze względu na bezpośrednie połączenie Zurich-Buenos Aires. Nasze bilety, przyznaje nie były najtańsze i można znaleźć na pewno lepsze cenowo opcje np. lecąc przez Madryt, myślę jednak że w sezonie regularna cena biletu będzie około 2700-3000 zł od osoby w obie strony tylko do Buenos Aires. Bilety wewnątrz kraju nie są już takie drogie, lot z Buenos Aires do El Calafate (3.5 godziny) kosztował nas około 400 zł od osoby, ale kupowaliśmy go z bardzo małym wyprzedzeniem (2 tygodnie) i mieliśmy dodatkowy bagaż. Najlepiej kupować jednak bilety z jak największym wyprzedzeniem.
Poruszanie się na miejscu
Patagonia zajmuje bardzo duży obszar i najważniejsze punkty są oddalone od siebie o kilkaset kilometrów, dlatego temat przemieszczania się na miejscu jest wręcz kluczowy. Zarówno ja jak i mój mąż uwielbiamy wycieczki samochodowe, dlatego wypożyczenie samochodu było pierwszą opcją którą wzięliśmy pod uwagę. Cóż, przyznaję, że rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze zamiary i ostatecznie z wynajęcia samochodu na cały trip musieliśmy zrezygnować. Po pierwsze zabraliśmy się za szukanie dużo dużo za późno i większość aut była już zarezerwowana a ceny bardzo wysokie (około 100$ za dzień). Przyznaję, że nie wiem jak kształtują się ceny przy rezerwacji dużo wcześniej, jednak trzeba wziąć pod uwagę pewne czynniki:
– jeśli wypożyczamy auto na terenie jednego kraju (Argentyna/Chile) i chcemy przejechać na teren drugiego to doliczana jest dodatkowa opłata w wysokości około 100-150$.
– warto jest wziąć pełne ubezpieczenie, oczywiście cena wtedy jest dużo wyższa, ale drogi często są szutrowe i złapanie gumy czy odprysk kamykiem w szybę są na porządku dziennym. Tutaj mała anegdota co zdarzyło się nam: wypożyczyliśmy auto w Chile i pojechaliśmy nim do Torres del Paine, wzięliśmy oczywiście pełne ubezpieczenie więc nawet specjalnie nie sprawdzaliśmy auta przy odbiorze. Park jest duży i ma tylko kamieniste, szutrowe drogi i jak się okazało już po 20 km złapaliśmy gumę. Dobrze, że mieliśmy koło zapasowe, więc praktycznie po 15 minutach ruszyliśmy dalej. Myślałam, że limit pecha już wyczerpany, mimo iż mój mąż stwierdził że wszystkie opony nie są niestety w zbyt dobrym stanie. Po przejechaniu kolejnych kilkudziesięciu kilometrów byliśmy już w drodze powrotnej i nagle okazało się że złapaliśmy kolejnego kapcia… Tym razem nie było już koła zapasowego, w parku nie było zasięgu a robiło się już pod wieczór więc też nie jeździło zbyt wielu ludzi. Z racji posiadania pełnego ubezpieczenia zdecydowaliśmy, że na tym flaku dojedziemy do hotelu. Całe szczęście nasz hotel był zaraz na granicy parku a nie w najbliższym mieście, więc jechaliśmy tak „tylko” 30 km. W hotelu bardzo nam pomogli i po 2 h dodzwonili się do pomocy z ubezpieczalni i w połowie następnego dnia dostaliśmy nowy samochód. Nie chcę nawet myśleć ile kosztowałyby nas 2 przebite opony, z czego jedna totalnie zepsuta i pewnie też skrzywiona felga, gdybyśmy nie mieli pełnego ubezpieczenia.
– apropos wyjazdu do innego kraju i pełnego ubezpieczenia, jeśli zdecydujecie się na tą opcje upewnijcie się że pełne ubezpieczenie działa i na Argentynę i na Chile. My zapytaliśmy o tą opcję w dwóch wypożyczalniach i w żadnej nie było pełnego ubezpieczenia na oba kraje.
– odległości są bardzo duże, drogi często puste i jest brak zasięgu. Stacje benzynowe są tylko w miastach odległych często o kilkaset kilometrów.
– wypożyczenie auta i oddanie go w innym miejscu wiąże się z bardzo dużą dopłatą.
Oczywiście, wiem że teraz przedstawiłam wam same argumenty za tym żeby nie wypożyczać auta, jednak nie jest to do końca tak. Moim, osobistym zdaniem auto ma jak najbardziej sens już w poszczególnych miejscach jak np. Park Torres del Paine. Wtedy mamy największą niezależność, ale auto też jest zdecydowanie najdroższą opcją.
Kolejną alternatywą są autobusy. Sieć busów jest bardzo dobrze rozwinięta w całej Patagonii, połączenia są często i autobusy z reguły są komfortowe i dobrej jakości. Nie są bardzo tanie, ale z pewnością dużo tańsze niż samochód. My zdecydowaliśmy się poruszać autobusami w sumie głównie, większość rezerwacji robiliśmy przez stronę busbud, która jest po angielsku. Jeśli mamy zrobiony konkretny plan wyjazdu i jedziemy w wysokim sezonie warto autobusy zarezerwować trochę wcześniej (myślę, że kilka dni powinno wystarczyć), szczególnie na dłuższe połączenia. Możemy też oczywiście bilety kupować bezpośrednio na dworcach autobusowych, jeśli są miejsca to nawet bez wyprzedzenia.
Słyszałam też, że popularną opcją w Patagonii jest też autostop. Autostopowiczów można spotkać w sumie przed każdym miastem. Osobiście nie zdecydowałabym się na tą opcję szczególnie z dość napiętym planem wyjazdu, ale jeśli czas nie jest problemem ale finanse tak jest to do rozważenia.
Porady ogólne
Przed wyjazdem zastanawialiśmy się jak damy radę się dogadać na miejscu, gdyż żadne z nas nie mówi po hiszpańsku. Okazało się jednak, że język nie był tak dużą barierą jak moglibyśmy się spodziewać. Faktem jest, że dużo ludzi nie mówi po angielsku, ale są zawsze na tyle otwarci, sympatyczni i pomocni że można się z nimi dogadać. Warto mieć ściągnięty na telefon słowniczek i jakieś podstawowe zwroty, uśmiechać się i da się załatwić naprawdę wszystko bez problemów.
O wietrze w Patagonii słyszałam naprawdę legendy, przed wyjazdem nie wierzyłam w nie ani trochę i myślałam, że są mocno naciągane i nie może być tak źle. Uwierzcie mi jednak, może i jest. Nam trafiła się naprawdę cudowna pogoda, nie padało ani razu, oczywiście były chmury ale też dużo słońca. W dzień temperatura sięgała nawet ponad 20 stopni i spokojnie można by było chodzić na krótki rękaw ale po prostu się nie dało… Wiatr był tak przeraźliwy, że były momenty kiedy nie mogłam iść i czułam że za chwilę się przewrócę… Dobra kurtka przeciwwiatrowa, czapka i szalik to jest konieczna konieczność w tym rejonie świata! I podkreślam, że nawet jeśli było ciepło i świeciło słońce niejednokrotnie musiałam nosić czapkę, żeby osłonić swoją głowę i uszy przed wiatrem. Szczególnie czuć go w górach i Parku Torres del Paine. Pogoda też jest dość zmienna i może przejść przez kilka pór roku w dosłownie mrugnięcie okiem, dlatego trzeba być przygotowanym. Nie wiem czy muszę wam o tym pisać, że dobre buty to jest podstawa, jeśli chcecie chodzić po górach. Szlaki oczywiście są o różnym poziomie trudności i są też takie spacerowe, jednak te które prowadzą do punktów widokowych zdecydowanie wymagają butów trekkingowych.
Wtyczki w Argentynie są inne niż w Europie, ale nie zdarzyło nam się żeby na miejscu w hotelu itp. nie było przejściówek lub specjalnych kontaktów do podpięcia telefonu. Nie kupiliśmy więc sami przejściówki i spokojnie daliśmy radę bez.
Ostatnimi czasy coraz więcej osób ma drona i ważną informacją moim zdaniem jest to czy możemy dronem latać w Patagonii. W samej Argentynie jak i w Chile możemy, jednak jest to zakazane w Parkach Narodowych, więc w sumie w miejscach gdzie chcielibyśmy latać najbardziej… Jest to też dość mocno sprawdzane. Nie polatamy więc niestety ani nad lodowcem ani w górach. Jeśli jesteśmy poza parkiem w teorii latać można ale wiatr w tym bardzo skutecznie przeszkadza.
Noclegi
Oferta noclegowa w Patagonii jest dosyć spora i można znaleźć coś naprawdę na każdą kieszeń i praktycznie na każde oczekiwania. My rezerwowaliśmy noclegi z niezbyt dużym wyprzedzeniem, większość około 1-2 tygodni ale część 1-2 dni i nadal nie było problemu. Oczywiście większy wybór i pewnie lepsze ceny są przy rezerwacji wcześniej. Jedyne z tego co wiem to warto zarezerwować wcześniej noclegi w parku narodowym Torres del Paine, szczególnie Campingi na W lub O trek. Jeśli chodzi o samą jakość noclegów to jest do wyboru do koloru, są hostele, campingi, przy szlakach w górach są też pola namiotowe, można znaleźć też lepsze i droższe hotele albo kwatery prywatne. My nocowaliśmy głównie w małych hotelach lub kwaterach prywatnych rezerwowanych przez booking.com, średnio w cenie koło 300-400 zł za dobę za pokój. Oczywiście da się taniej ale też i drożej, więc średnio ceny nie są aż tak niskie.
Ceny i waluta
Jeśli jesteśmy już przy cenach, to w Argentynie walutą jest Argentyńskie peso, w Chile peso chilijskie. Na obecną chwilę w Argentynie jest duża inflacja i kurs dolara i euro jest ustalony odgórnie i stały we wszystkich oficjalnych kantorach. Da się jednak wymienić dolary i euro w mniej oficjalnych miejscach po dużo lepszym kursie (nawet 20% lepszym). Najbardziej rozpowszechniony jest ten proceder w Buenos Aires, gdzie jeśli będziecie polecam wymienić od razu więcej pieniędzy na Patagonię. Jednak w samej Patagonii można wymieniać pieniądze np. w biurach podróży, płacąc w restauracjach czy nawet za nocleg i to nadal w dużo lepszym kursie niż oficjalny. Słyszałam też że można wymienić przez Western Union i tam jest najlepszy kurs. Kalkulując więc wydatki przed wyjazdem okazało się że w sumie wyszło jednak około 20% mniej też ze względu na tą wymianę walut. Sama Argentyna nie jest bardzo droga, jedzenie na mieście i ogólnie jedzenie itp. są w dosyć przystępnych cenach, nawet biorąc pod uwagę to że jest się na końcu świata. Powiedziałabym, że ceny są podobne do Polskich. W Chile natomiast wymieniliśmy wszystko oficjalnie w kantorze i samo Chile naszym zdaniem było sporo droższe od Argentyny. Przykładowo kolacja w restauracji dla dwóch osób w Argentynie to koszt około 30-50 dolarów. Jedyne co jest dosyć drogie to ceny atrakcji, np. z trekingu po lodowcu zrezygnowaliśmy również ze względu na cenę. Wszelkie wyprawy łódką czy inne wycieczki są w dosyć wysokich cenach (przykład kilkugodzinny rejs na Glacier Grey to 90 dolarów od osoby, czy rejs oglądania pingwinów w Ushuaia to kolejne 50-60 dolarów). Miejcie na uwadze też, że nie zawsze da się płacić kartą, a wręcz często się nie da albo zdarzyło się nam nawet że dostaliśmy zniżkę płacąc gotówką. Warto mieć więc przy sobie gotówkę, nawet jeśli to dolary albo euro.
Nasz plan wyjazdu i mapa
Naszą podróż zaczęliśmy w Buenos Aires, spędziliśmy tam w sumie 3 dni. Następnie ruszyliśmy samolotem do El Calafate. Z El Calafate pojechaliśmy busem do El Chalten (około 3 godziny). Spędziliśmy w El Chalten w sumie 2 pełne dni i zrobiliśmy też 2 całodniowe wycieczki (do Laguna de Los Tres i Laguna Torre). Następnie wróciliśmy busem do El Calafate i pojechaliśmy też busem na lodowiec Perito Moreno (mój ulubiony punkt całej wycieczki). Po nocy spędzonej z powrotem w El Calafate pojechaliśmy busem do Puerto Natales (około 6 godzin). Tam wypożyczyliśmy samochód i kolejnego dnia ruszyliśmy do Parku Torres del Paine. Noclegi mieliśmy zaraz przy granicy parku i spędziliśmy tam w sumie 3 dni. Kolejnym punktem wycieczki było Punta Arenas a potem Ushuaia gdzie autobusem jedzie się w sumie cały dzień. W Ushuaia byliśmy 3 dni i potem samolotem wróciliśmy do Buenos Aires. Przyznam, że nam odpowiadał w zupełności taki plan i zobaczyliśmy w sumie praktycznie wszystko co chcieliśmy zobaczyć, nie śpiesząc się za bardzo ale też nie mieliśmy jakoś nadmiaru czasu. Patagonia była tak piękna i tak urzekła nas swoja urodą, że chętnie wróciłabym tam kolejny raz….