Dania mięsne Kulinarne podróże

Argentyna – kraina steków i wina

Z czym kojarzy wam się kuchnia Argentyńska? Zapewne właśnie ze stekami i winem. Nie mylicie się! Ten stereotyp jest w 100% prawdziwy.
Zapraszam was dzisiaj do spróbowania tych argentyńskich smaków 🙂

Wołowina – królowa stołu

W Argentynie mięso i pieczenie mięsa nad ogniem ma szczególne znaczenie. Zacznijmy od tego, że jeśli chcemy zjeść dobrego steka nie idziemy do restauracji, idziemy do Parrilli. Właśnie tam będziemy mieć pewność, że mięso jest przyrządzone na ruszcie, tak jak należy. Często w takich miejscach czuć dym już przy wejściu, a palenisko zajmuje główny punkt lokalu. Asado – dosłownie z rożna/z rusztu – tak nazywa się też grillowanie w Argentynie, oznacza to nie tylko jedzenie prosto z ognia ale też spotkanie i wspólne spędzanie czasu.

Ważnym wyborem przed jakim staniemy, jak już znajdziemy się w Argentyńskiej Parilli jest wybór steka. W Ameryce Południowej wołowinę porcjuje się trochę inaczej niż w Europie, i tak oto będziemy mieć do wyboru:

Bife de Lomo – czyli polędwica (loin), najszlachetniejszy i zarówno najdroższy kawałek mięsa. Ten kawałek ma małą zawartość tłuszczu, nie ma żadnych żyłek ani przerostów i jest zdecydowanie najdelikatniejszy. Niektórzy twierdzą, że przez te właściwości ma też najmniej smaku, jednak brak smaku to zdecydowanie ostatnie co można zarzucić wołowinie w Argentynie. Tak, więc jeśli chcemy rozpływający się w ustach i mięciutki kawałek mięsa, Lomo będzie dobrym wyborem. Nie bierzmy wtedy jednak dobrze wysmażonego, raczej medium lub medium-rare, gdyż przy zbyt dużym wysmażeniu mało tłusty kawałek może być po prostu dość suchy.

Bife de Chorizo – czyli rostbef (siriloin). Nie mylić z Chorizo czyli pikantną kiełbaską, znaną z Hiszpanii, ale popularną również w Argentynie. Ten kawałek jest bardziej tłusty i często ma widoczną marmurkową strukturę. Ma bardzo dużo smaku i dobrze zrobiony jest naprawdę przepyszny.

Ojo de Bife to antrykot (rib eye), jest jeszcze trochę tłustszy i z większa ilością smaku niż rostbef.

Bife de Costilla – to stek z kością, znany jako T-bone. Mamy tutaj różne kawałki mięsa: po jednej stronie trochę polędwicy a po drugiej rostbef. Jest to zdecydowanie duża porcja mięsa.

Ponadto możemy też zdecydować się na przykład na Asado – czyli żeberka, Bife de Cuadril – rumsztyk (rumpsteak) albo Vacio czyli Łata wołowa (flank steak). Ten ostatni kawałek jest zdecydowanie twardszy, jednak również lubiany i popularny w Argentynie.

Kiedy już wybierzemy wymarzony kawałek mięsa, kelner na pewno zapyta nas jak chcemy naszego steka wysmażonego. Tutaj oczywiście pewnie każdy „znawca” powie wam, że tylko medium rare i nic innego nie można i że nie wypada. Otóż w Argentynie wypada i można wziąć stek tak wysmażony jak się lubi. Oczywiście mięso ma najlepsze walory smakowe będąc przyrządzone medium lub medium-rare (ja osobiście zawsze biorę medium), jednak nikt na was krzywo nie spojrzy jeśli wybierzecie np. medium-well albo może nawet well-done (dobrze wysmażony).

Warto zaznaczyć, że w prawie każdej Parrilli steki są podawane w takiej gramaturze w jakiej są po porcjowane. Różne kawałki będą więc miały różną wielkość i nie ma czegoś takiego jak się często widuje w Europie, że stek 200 g to cena tyle i tyle a stek 300 g to cena tyle i tyle. W Argentynie rozróżnia się porcje mięsa i razem z kawałkiem idzie jego rozmiar. My już w sumie po drugim dniu nauczyliśmy się, że zamawianie po steku na osobę + dodatki jest porcją niemożliwą do zjedzenia. Dlatego później zamawialiśmy już tylko jeden stek i np. dwa dodatki i to było idealnie.

Ziemniaki z ogniska i inne dodatki

Oczywiście nie samym stekiem człowiek żyje. Do steku musimy mieć jakieś dodatki. Najpopularniejsze są frytki, jednak polecam spróbować np. pieczonego w całości ziemniaka, z reguły jest podany ze śmietaną i szczypiorkiem i smakuje bardzo dobrze – tak jak ziemniak z ogniska. Mówię to ja, nielubiąca ziemniaków osoba. Możemy wybrać też dodatki warzywne, my często braliśmy grillowaną paprykę lub generalnie grillowane warzywa i to jeden z bardziej popularnych wyborów. Oczywiście możemy też wziąć mix sałat, który często jest podawany np. z posiekanym jajkiem. Na przystawkę tradycyjnie można wziąć różnego rodzaju kiełbaski albo tego typu wyroby, jeśli chcemy coś bezmięsnego zdecydowanie króluje grillowany ser.

Na sam początek dostajemy też zawsze wybór pieczywa oraz różne sosy i dodatki. Czasami to były siekane pomidory z cebulką, czasami sos w stylu śmietanowym ale zawsze był sos chimichuri – czyli suszone (tak suszone!) zioła z oliwą. Często w restauracjach jest też tak zwane „coperto” czyli właśnie dodatkowa opłata za serwis.

Bife de Lomo, smażony ser i sałatka – El Gran Paraiso

Restauracja z Netflixa

Pozostając w temacie steków, wybraliśmy się do polecanej przez Netflix (program „Somebody feed Phil”) restauracji w Buenos Aires – Parrilla don Julio. Przed wejściem jest długa kolejka i lista zapisów. W porze późnego lunchu czekaliśmy około 40 minut, nie było to takie złe bo przed wejściem rozdają napoje alkoholowe i nie alkoholowe. Kiedy wreszcie udało nam się wejść pierwsze co zobaczyłam to ogromny grill, i wszędzie poustawiane butelki wina. Kelnerzy świetnie mówią po angielsku (to nie jest reguła) i kiedy mieliśmy problem z wyborem steku, zaprowadzili nas do grilla i pokazali i objaśnili wszystkie kawałki mięsa. Od razu powiem wam, że to była najdroższy nasz posiłek w Argentynie. Czy był tego wart? Szczerze, to myślę, że stek który jadłam w Parrilla don Julio był najlepszym stekiem całego wyjazdu! Może nie najlepszym w życiu, gdyż przyznaję że starcie o najlepszą wołowinę wygrywa jednak Japońskie Wagyu i Kobe. Ale moim zdaniem warto było stać w kolejce i iść do tej restauracji. Jednak jeśli mam tak obiektywnie porównać stosunek ceny do jakości to w innych miejscach jedliśmy też pyszne steki w sporo niższych cenach. Dla porównania w Parrilla don Julio zapłaciliśmy około 75$ za nas dwoje, w większości innych miejsc ceny nie przekraczały raczej 50$.

Jagnięcina po Patagońsku

Będąc w Patagonii jagnięcina jest równie popularna, lub nawet bardziej popularna niż wołowina. Królewskim daniem tego regionu. którego po prostu nie można nie spróbować jest jagnięcina po patagońsku. Już od wejścia do restauracji dowiemy się, że serwują oni taką jagnięcinę… Po pierwsze pewnie poczujemy dym, a po drugie zobaczymy palenisko i dookoła ustawione jagnięce tusze… Może to być trochę traumatyczny widok, gdyż tusze są w całości rozłożone nad ogniem, jednak tak przyrządzone mięso naprawdę ma wyjątkowy smak.

Mięso w Patagonii serwuje się też często z sosem z czerwonego wina, pasuje on zarówno do jagnięciny jak i do wołowiny. Jest to gęsty, mocno winny i trochę słodki sos, jedliśmy go dwukrotnie w zupełnie innych restauracjach i miejscach. Klasyczne dodatki do jagnięciny to oczywiście ziemniaki, ale też inne warzywa z ogniska np. dynia.

W Patagonii możemy też spróbować potrawki z jagnięciny, wina i warzyw. Również bardzo smaczne i sycące danie.

Dla ciekawych nowych wrażeń smakowych w Patagonii można spróbować też steku z Guanako, Guanako to te przeurocze lamy które biegają beztrosko wszędzie dookoła.

Krab i Kłykacz

Im dalej na południe tym bliżej wybrzeża i mięso nie pełni już głównego źródła białka. W grę wchodzą też ryby i owoce morza, które szczególnie w Ushuaia były głównym składnikiem naszego menu.

Będąc w Ushuaia nie można nie spróbować ogromnego kraba, który jest atrakcją nie tylko kulinarną. Jest to tak zwany spider crab, nazwa pewnie pochodzi ze względu na bardzo długie odnóża. My jedliśmy kraba w najpopularniejszej restauracji w mieście i z najlepszą opinią wg internetu i kolejką do wejścia. Jednak nie polecam go wam, bo krab był ok, ale dodatki słabe i może w innych mniej popularnych miejscach nakarmią lepiej.
Kraba można spróbować też w Chile, w wersji zapiekanej z serem i sosem coś a la beszamel – Chupe de Centolla, ciężkie, sycące ale po całym dniu w górach naprawdę idealne.

Z ryb najpyszniejszą moim zdaniem jest tak zwany Patagonian toothfish (albo Chilean sea bass) – na polski tłumaczy się to dosłownie Antar patagoński lub kłykacz, ale myślę że „sea bass” to okoń morski. Mięso tej ryby jest białe i zwarte, trochę podobne do halibuta, bardzo mięsiste, lekko tłuste i po prostu przepyszne.

Kolejną rybą jest Patagońska troć (Trucha Patagonica), jest ona oczywiście podobna do naszej troci, czy też pstrąga łososiowego. Ja osobiście uwielbiam ryby, więc i ta bardzo mi smakowała.

Empanada

Każdy kto miał kiedyś jakąś styczność z kuchnią argentyńską na pewno słyszał o empanadas. To pieczone pierogi z przeróżnymi nadzieniami. W Argentynie są po prostu wszędzie, w każdej kawiarni, piekarni czy sklepie na rogu możemy znaleźć wybór empanadas. Najpopularniejsze są te na słono z nadzieniami z mięsa mielonego (con carne), lub kurczaka (con pollo) i czasem warzyw. W środku mogą znaleźć się np. cebula, czasem groszek czy papryka albo tez jajko na twardo. Z wegetariańskich farszy dostępny jest oczywiście ser (con queso), ale czasem też szpinak czy znowu cebula. Nie zapomnijmy, że empanadas można zjeść też na słodko np. z czekoladą czy kajmakiem.

Kajmakowe love

Pozostańmy już przy deserach, jeśli oczywiście macie jeszcze miejsce. Przyznaję, że my mieliśmy go z reguły nie tak dużo lub praktycznie wcale 😉

To z czego słynie Argentyna to Kajmak, albo inaczej Dulce de Leche. W każdym sklepie z pamiątkami czy sklepie bez problemu znajdziecie całe półki tego słodkiego specyfiku. Kajmak możemy znaleźć nie tylko w czystej formie, ale też w bardzo wielu deserach. Najpopularniejsze są bardzo kruche ciastka pomiędzy którymi jest warstewka dulce de leche – Alfajores. Nie wiem jakim cudem nie mam ani jednego zdjęcia tych ciastek, mimo iż jedliśmy je prawie codziennie…

Zdecydowanie Argentyńskie desery są mocno mocno słodkie, jednym z nich jest na przykład Chocotorta, czyli tort czekoladowy z kajmakiem i czekoladą. Bomba kalorii i cukru.

Popularne są również desery w stylu hiszpańskim, czyli na przykład flan con caramel – delikatny krem na bazie jajek i mleka, albo churros.

Dla osób chcących coś trochę lżejszego w Patagonii można spróbować też deserów na bazie lokalnych owoców jagodowych.

Argentyńczycy preferują również słodkości na śniadanie. W kawiarni zamawiają kawę i Medialunas, czyli małe słodkie rogaliki.

Wino, piwo i yerba mate

Argentyńskie wina znane są na całym świecie. Winorośle uprawianą są co prawda nie w rejonie Patagonii, czy Buenos Aires gdzie byliśmy, ale bardziej na zachodzie kraju – region Mendoza czy La Rioja. Najpopularniejszą odmianą jest Malbec – szczep winogron, który został przywieziony z Francji. Czerwone wino z tej odmiany jest dość ciężkie, o mocnym i konkretnym aromacie co czyni je doskonałym akompaniamentem mięsnych potraw. Wino jest zdecydowanie popularnym trunkiem w tym kraju i w każdej restauracji i sklepie jest duży wybór różnych win regionalnych w przystępnych cenach.

Przywiezione z Europy winorośle, może i są popularne, jednak czasem wydawało mi się, że bliższe sercu Argentyńczyków jest piwo. Zarówno w Buenos Aires jak i w całej Patagonii możemy znaleźć masę mikro-browarów, które same produkują ten złoty trunek. Czasem są to tylko restauracje, czasem browar który sprzedaje tylko do lokalnych sklepów, a czasem wielka marka jak np. Patagonia beer.

Pisco Sour – drink na bazie Pisco, czyli lokalnego alkoholu powstałego z destylacji winogron. Ten drink to co prawda narodowa chluba Chile, a nie Argentyny, ale w Patagonii był chętnie nalewany wszędzie. Pisco, miesza się z sokiem z cytryny, syropem cukrowym i angosturą i podaje na lodzie (ciekawostka: w Parku Torres del Paine, podczas rejsu Lago Grey piliśmy pisco sour prosto z lodem z lodowca Grey). Jest też odmiana bardziej Argentyńska, zwana Calafate Sour – tutaj dodaje się trochę likieru z lokalnych jagód.

Ameryka Południowa dosłownie płynie Yerba Mate! Ten dający kopa napar z liści ostrokrzewu paragwajskiego jest zdecydowanie bardziej popularny niż jakikolwiek inny drink. Ludzie noszą ze sobą na wycieczki po górach termosy z wrzątkiem po to żeby na każdej przerwie w wędrówce przygotować sobie yerba mate. W autobusach, na dworcach czy w hotelu, wszyscy piją yerbę, a specjalne kubeczki do tego napoju można kupić na każdym straganie.

Kilka sprawdzonych przez nas adresów

Buenos Aires:
Santos Manjares – kuchnia Argentyńska, steki i wino, dzielnica Recoleta
El Gran Paraiso – kuchnia Argentyńska, steki, smażony ser, wino, dzielnica La Boca
El Burladero – kuchnia Hiszpańska z wpływami Argentyńskie, dzielnica Recoleta
Parrilla don Julio – opisana w tekście, dzielnica Palermo

El Chalten
Le Tapera – zróbcie wcześniej rezerwacje, doskonała kuchnia lokalna

El Calafate
Isabel Cocina al Disco – potrawka z jagnięciny
Parrilla Don Pichon – jagnięcina po patagońsku

Puerto Natales (Chile)
Lenga Restaurant – doskonałe dania kuchni Chilijskiej albo generalnie regionalnej patagońskiej.

Ushuaia
Maria Lola Resto – owoce morza i makarony
Paso Garibaldi – kuchnia lokalna bardziej nowoczesna, owoce morza, mięso, makarony
Kalma – menu degustacyjne i bardziej wykwitnie, wszystko regionalne

Pozostałe posty o Argentynie znajdziecie tu:
Jak zorganizować wyjazd do Patagonii?
Patagonia – najpiękniejsze miejsca

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.