Mauritius pewnie większości z was kojarzy się ze słynnym podwodnym wodospadem. Ten wodospad to jest oczywiście iluzja optyczna, którą tworzy ukształtowana w ten sposób rafa koralowa wokół wyspy oraz piasek i dno oceanu. Możemy go podziwiać jednak tylko z lotu helikopterem, nawet z drona nie udało nam się odlecieć tak daleko żeby ten „wodospad” był widoczny.
Jeśli potrzebujecie generalnych informacji na temat wyspy zapraszam was na mój pierwszy wpis o Mauritiusie: http://www.followthetaste.pl/mauritius-podroz-do-raju-najwazniejsze-informacje/
Ile aux Cerfs
Przejdźmy jednak do głównych atrakcji wyspy. Zacznijmy od przepięknej i rajskiej Ile aux Cerfs – to malutka, piękna wysepka na zachodniej części Mauritiusa. Możemy się dostać do niej albo rejsowym katamaranem albo motorówką. Myślę że motorówka jest najwygodniejszą i najszybszą opcją.
I tutaj mała anegdota i historia jak my to załatwiliśmy. Pojechaliśmy autem już wieczorem poprzedniego dnia na wybrzeże w okolice tej wyspy żeby poszukać jak możemy dostać się na nią następnego dnia rano (było to bardzo blisko od naszego hotelu). Znaleźliśmy jakieś biuro turystyczne, ale niestety było zamknięte. Podeszliśmy jednak obok zobaczyć czy są ceny, informacje itp. Podszedł do nas jakiś mężczyzna, dość mocno pijany, ale bardzo miły i powiedział że to biuro jego znajomych i że oni nas zawiozą motorówką następnego dnia po czym podał nam numer telefonu. Rano z hotelowej recepcji zadzwonili na ten numer i umówili nas na rejs. Wszystko wydawało się w porządku 🙂 Jedziemy więc do tej miejscowości i spotykamy oczywiście tego samego mężczyznę, również pijanego (była chyba 10 rano) i jeszcze pijącego piwo i z nim jeszcze dwóch innych mężczyzn. Kazali nam zostawić auto przy przystani i wsiąść z nimi do auta bo zawiozą nas do motorówki która stoi niedaleko i będzie bliżej płynąc stamtąd. Tutaj już oczywiście włączyła mi się lampka alarmowa, ale wsiadłam do auta. Dojechaliśmy do jakiegoś lasu, wysiedliśmy i teraz mieliśmy iść kawałek przez ten las za tymi mężczyznami do motorówki. Tutaj niestety górę wzięła moja panika, odmówiłam i powiedziałam że dalej nie idę. Mój świeżo upieczony mąż i ci mężczyźni zaczęli oczywiście mówić że wszystko jest w porządku i nie ma się czego bać i że to inny gość będzie prowadził motorówkę przecież nie ten pijany. I szczerze to nie wiem czy bym poszła gdyby nie to że akurat obok przechodził jakiś inny mężczyzna który podszedł do nas i zainteresował się sytuacją. Okazało się, że był jakimś licencjonowanym strażnikiem tego Parku, pokazał nam swoją licencję i powiedział, że możemy iść spokojnie z tymi ludźmi bo to przewodnicy. Cóż, jakimś cudem to mnie przekonało i poszliśmy. Za chwile rzeczywiście doszliśmy do motorówki, dostaliśmy nawet kwitek naszej wycieczki, informacje gdzie i o której stawić się na powrót itp. Zostaliśmy szybko zawiezieni na wyspę i wszystko wyszło dobrze. Jedyne co to Pan który był pijany trochę się na mnie obraził, że posądziłam ich o jakieś niecne zamiary i im nie zaufałam. Wniosek z tego jest jednak taki, że Mauritius jest bezpieczny i nawet w takich dziwnych sytuacjach nie było podstaw do obaw.
Wróćmy jednak do samej wyspy. Czy wiecie, że palmy nie rosły pierwotnie na Mauritiusie? Zostały tutaj sprowadzone przez Brytyjczyków i całkiem dobrze poszło im opanowanie całej wyspy. Jednak w takich miejscach jak Ile aux Cerfs nie ma zbyt wielu palm, jest za to las mieszany który jest wcale nie mniej piękny. Bialutki piasek, krystaliczna lazurowa woda sprawiają, że widoki są naprawdę jak z katalogów biur podroży. Właściwie są tutaj dwie wyspy oddzielone cienkim przesmykiem w którym rano jest trochę płytkiej wody, natomiast popołudniu odsłania się bialutki piasek. Weźcie ręczniki, napoje i możecie leniuchować tutaj cały dzień.
Park Narodowy Chamarel
W tym Parku znajduje się nie tylko przepiękny wodospad ale również bardzo ciekawe miejsce mianowicie Ziemia Siedmiu Kolorów. Do Parku łatwo dotrzecie wynajętym samochodem, na wjeździe należy zapłacić małą opłatę i ruszamy w drogę. Pierwszy punkt to właśnie wodospad, praktycznie ikona Mauritiusa. Kolejny przystanek na samym końcu Parku to Ziemia Siedmiu Kolorów, to swojego rodzaju kolorowe wydmy. Na zdjęciach w internecie są z reguły mocno podkolorowane, ale na żywo, szczególnie w słoneczny dzień z odrobiną chmur kolory są również dość wyraziste.
W regionie Chamarel znajduje się też słynna destylarnia rumu. My zaplanowaliśmy jej zwiedzanie na koniec wycieczki i niestety okazała się zamknięta więc nie udało nam się jej odwiedzić. Jednak podobno warto.
Le Morne Brabant
Moim zdaniem to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc na wyspie. Ten półwysep znajduje się w południowo-zachodniej części Mauritiusa i jest nawet wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. To właśnie tutaj znajduje się też podwodny wodospad i cały półwysep jest otoczony piękną rafą koralową. W dodatku jest ona dość płytka więc snorklowanie w tej wodzie jest idealnym pomysłem. Pamiętajcie tylko koniecznie o odpowiednich butach, gdyż kamienie są ostre i jest bardzo dużo jeżowców. Na tym półwyspie znajduje się też wysoka na 556 m góra – Le Morne, nazwa ma smutną historię gdyż pochodzi od tego że jeszcze za czasów niewolnictwa, niewolnicy z wyspy ukryli się na na półwyspie i niestety sporo z nich popełniło tutaj samobójstwo. Le Morne oznacza w dosłownym tłumaczeniu „smutny”, „ponury”. W dzisiejszych czasach jednak miejsce to ma zupełnie inną atmosferę i będąc na Mauritiusie po prostu musicie się tu wybrać.
Delfiny
W okolicy Le Morne można również wybrać się na pływanie z delfinami. Od razu mówię, że są to dzikie delfiny, które oglądamy z łódki na pełnym morzu. My wzięliśmy jednodniową wycieczkę zorganizowaną stąd: click. Byliśmy bardzo zadowoleni, rano łódka odebrała nas spod hotelu, popłynęliśmy na pełne morze i udało nam się zobaczyć całe stado delfinów. To było fantastyczne przeżycie widzieć te majestatyczne zwierzęta w ich naturalnym środowisko. Dla chętnych jest oczywiście opcja wskoczenia do wody i płynięcia przez chwile obok delfinów… Jednak musicie być bardzo dobrymi pływakami gdyż nie dość że te zwierzęta pływają bardzo szybko, z reguły nie przy powierzchni wody oraz są bardzo zwinne to do tego jest się naprawdę na pełnym oceanie, są duże fale i prądy, a łódka cały czas zmienia kierunek i się przemieszcza.
Po oglądanie delfinów, które było wcześnie rano, popłynęliśmy na snorkling który również bardzo nam się podobał. Na koniec popłynęliśmy wokół Crystal Rock do Ile Aux Bénitiers, czyli małej bezludnej wysepki niedaleko Le Morne. Tam mieliśmy piknik i lunch z całą masą genialnych grillowanych homarów, pysznego lokalnego rumu oraz nawet naukę tradycyjnego tańca – Sogo.
Plaże
Nie jestem bardzo dużym miłośnikiem wylegiwania się na plaży i po godzinie bezczynności już mnie nosi. Jeśli jednak nie macie jeszcze niedosytu plaży, błękitnej wody i bialuśkiego piasku odwiedźcie Belle Mare oraz Flic en Flac. Niedaleko tej pierwszej, na zachodzie wyspy był nasz pierwszy hotel i ta plaża wyjątkowo utkwiła nam w pamięci. Woda ma piękny kolor i jest to doskonałe miejsce do snorklowania. W dodatku czarne kamienie z rafy koralowej wychodzą aż na brzeg co tylko dodaje temu miejscu uroku. Flic en Flac natomiast jest na wschodzie wyspy i jest to bardzo duża i szeroka plaza, idealna np. dla rodzin z dziećmi, gdyż mimo iż to turystyczne miejsce to nie jest specjalnie zatłoczone.
Ogród botaniczny Pamplemousses
Sir Seewoosagur Ramgoolam Botanical Garden to przepiekny ogród botaniczny z całą masą drzew, kwiatów i innych roślin nie spotykanych raczej na naszym kontynencie. Dla miłośników zieleni i palm to miejsce będzie wymarzone.
Niedaleko ogrodu jest tez L’Aventure du Sucre, czyli fabryka cukru przerobiona na muzeum, ale o tym opowiem wam więcej w sekcji co i gdzie zjeść 🙂
Północ wyspy
Będąc na północy wyspy należy koniecznie zajechać do Grand Baie, to małe miasteczko jest ponoć imprezowym centrum wyspy. Jeśli wiec macie ochotę na kolorowe koktajle i bary z muzyką to znajdziecie je tutaj. Nie liczcie jednak na niekończące się imprezy do białego rana, gdyż po prostu Mauritius nie jest wyspą na której można znaleźć takie atrakcje. Grand Baie ma oczywiście też plażę oraz bardzo dużo dobrych restauracji.
Niedaleko jest również mała, ale fajna plaza Pereybere. Tutaj spędzają czas miejscowi i to miejsce nie jest wcale turystyczne. Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda wolny czas mieszkańców wyspy, co robią, jedzą itp. odwiedźcie tą właśnie miejscowość.
Jadąc dalej na północ dotrzemy do Cap Malheureux, czyli w dosłownym tłumaczeniu niefortunnego przylądka. Nie zraźcie się jednak nazwą bo miejsce jest bardzo malownicze. Jest tutaj malutki czerwono-biały kościółek Notre-Dame oraz zachwycający widok na położone niedaleko, bezludne wysepki.
Południe wyspy
Na południu wyspy również są ciekawe atrakcje. Zacznijmy od przylądka i pomnika Kapitana Matthew Flindersa. To miejsce to wystająca z lądu wysoka skała na którą można wejść schodkami i podziwiać widoki.
Kolejny punkt to Rochester Falls. Na wyspie ogólnie jest też trochę innych wodospadów i te nie są największe, ale też ciekawe. Droga do nich nie jest zbyt wygodna i pamiętam, że trzeba było przejść przez błoto po stromej skarpie. Pod wodospadem można się jednak kapać no i niedaleko jest masa pól trzciny cukrowej więc można też zrobić zdjęcia tam 😉
Niedaleko jest punkt Gris Gris, to kolejne skały wystające do wody, skarpa i obok plaża. Bardzo malownicze miejsce. Droga samochodowa i jakość nawierzchni pozostawiają wiele do życzenia ale przez to nie ma tam aż takiego tłumu turystów.
Następnie możemy dojechać do Pont Naturel, to powulkaniczne skały wystające w morze i jest tam też skalny luk. Moim zdaniem warto.
Na sam koniec odwiedziliśmy również miejscowość Blue Bay, to kolejne miejsce gdzie czas spędzają miejscowi, a nie do końca turyści. Byliśmy tam akurat pod wieczór, wszędzie grała muzyka, ludzie grillowani i wesoło spędzali czas.
Cala trasę południa wyspy zrobiliśmy ostatniego dnia przed wylotem (mieliśmy wylot o 22).
Park Black River Gorges
Black River Gorges to piękny zielony teren, zupełnie dziki, górzysty i porośnięty gęstym lasem. Znajdziecie tutaj trasy na wycieczki piesze, wodospady czy punkty widokowe.
Niedaleko jest jeszcze jezioro Grand Bassin oraz największa świątynia buddyjska na wyspie.
Casela Nature Parks
Długo zastanawiałam się czy chcemy odwiedzić to miejsce i też czy w ogóle wam je opisać. To jest coś w rodzaju parku rozrywki i coś w rodzaju ZOO. Pytałam nawet miejscowych w naszym hotelu i gdzieś w restauracji o to co sądzą o tym parku i dostałam raczej pozytywne odpowiedzi. Finalnie zdecydowaliśmy się więc tam pojechać. Już sam wstęp do Parku jest dość drogi, w podstawowej cenie mamy tylko zwiedzanie parku które jest trochę jak w ZOO. Jednak atrakcji do wyboru (dodatkowo płatnych) jest o wiele więcej, jest cały park linowy, zjazdy na linie, skoki na mini bungee, ścianka wspinaczkowa, masa atrakcji dla dzieci itp. Z drugiej strony można wybrać się na przejażdżkę quadami i my własnie to zrobiliśmy. Są też jednak bardziej kontrowersyjne atrakcje w stylu „spacer z lwem” i stąd też wynikały cale moje wątpliwości jeśli chodzi o to miejsce. Nie jestem fanem atrakcji ze zwierzętami, szczególnie dzikimi w niewoli, dlatego absolutnie nie polecam wam tego typu rzeczy! Wręcz odradzam wszelkie tego typu atrakcje! My wybraliśmy się do parku jednak na przejażdżkę quadami i uważam że to było fajne doświadczenie. To był upalny dzień, jeździliśmy długo a park sam w sobie ma ogromny teren i przyrodniczo jest bardzo piękny.
Pozostając w temacie zwierząt jeszcze ciekawostka. Czy wiecie ze przed pełnym skolonizowaniem na Mauritiusie największymi zwierzętami były nietoperze? Do dziś jest ich tam całkiem sporo i przyznaje, że pierwszego wieczora trochę się ich przestraszyłam gdyż są naprawdę ogromne! Jednak po przyjrzeniu się im bliżej okazały się całkiem urocze 🙂 Najpopularniejszy gatunek to tak zwane „flying fox” czyli latające lisy – po polsku Rudawka, rozpiętość ich skrzydeł może sięgać do 1.5 metra! Możemy je zobaczyć głownie po zmroku i są to nietoperze które żywią się owocami. Wypatrujcie ich na palmach i owocowych drzewach.
Port Louis
Na koniec polecam wam jeszcze odwiedzenie stolicy kraju – Port Luis. To miasto, może nie jest największą atrakcją i nie jest też specjalnie piękne, ale myślę że jeśli macie czas warto wybrać się tam chociaż przejazdem, żeby zobaczyć jak wygląda stolica Mauritiusa i jak żyją tutaj ludzie. Odwiedźcie samo centrum (od razu zastrzegam, że nie tak łatwo tam zaparkować) i koniecznie Central Market, gdzie możecie spróbować lokalnej indyjskiej kuchni oraz kupić pamiątki.
Co i gdzie zjeść?
Mauritius nie słynie jakoś specjalnie ze swojej kuchni, a wielka szkoda! Ja uważam, że zdecydowanie jedzenie było bardzo dobre i czasem tęsknie za genialnymi owocami morza czy pysznymi świeżymi owocami.
Kuchnia na wyspie jest bardzo ciekawa i różnorodna. Mauritius w swojej historii był pod władaniem Portugalczyków, Holendrów, Francuzów i Brytyjczyków, którzy sprowadzili tutaj hindusów. Jest to więc niezły tygiel i kulturowy i kulinarny.
Dużą rolę odgrywają tutaj przyprawy oraz kuchnia indyjska. Aromatyczne curry to zdecydowanie potrawa którą należy tu spróbować. Z przypraw najczęściej wykorzystywanych warto wymienić cynamon, goździki, anyż czy wanilię. Warto też kupić te przyprawy, szczególnie na Central Market w Portu Louis (my kupiliśmy gotową mieszankę Mauretańskie Curry).
Bardzo popularna na Mauritiusie jest również kuchnia kreolska. To bardzo ciekawe smaki mieszanka trochę kuchni francuskiej, trochę afrykańskiej, trochę hinduskiej, mix wszystkiego co najlepsze. Możemy tą kuchnię spotkać również np. na Karaibach czy na Seszelach. Wykorzystuje się w niej przyprawy, lokalne warzywa oraz obowiązkowo ryby i owoce morza. Warto więc wybierać restauracje serwujące te właśnie specjały.
Polecam wam w szczególności spróbować dań z sosem Rougaille – pomidorowy sos z cebulą i aromatycznymi przyprawami jest idealny do owoców morza i ryb.
Kolejnym obowiązkowym daniem jest sałatka z serca palmy, jest to z reguły nie najtańsza rzecz, ale smak ma dość ciekawy mimo iż niezbyt wyrazisty. My jedliśmy ją kilka razy, raz w mięsem kraba i raz w wersji trochę na słodko z kokosem i wanilią i zdecydowanie wersja wytrawna bardziej przypadła mi do gustu.
Nie zapomnijcie też jeść oczywiście ryb i owoców morza. Genialne homary, duże krewetki czy różne rodzaje małż. Warto też spróbować lokalny przysmak czyli jeżowce, głównie podaje się je na surowo i wyjadamy łyżeczką lekko słonawe, lekko słodkawe, rozpływające się w ustach mięso.
Jedzcie też na potęgę ananasy, mango i inne egzotyczne owoce. Bez wyrzutów sumienia.
Z Mauritiusa trzeba przywieść cukier. Trzcina cukrowa rośnie na wyspie praktycznie wszędzie. Odwiedźcie fabrykę i muzeum – L’Aventure du Sucre i kupcie tam najlepszy cukier z prawdziwą wanilią jaki kiedykolwiek próbowałam oraz różne odmiany cukru trzcinowego. Odmian tych jest naprawdę bardzo dużo i każda jest bardzo ciekawa ma specyficzny smak i konsystencje. Nawet nie wiedziałam, że istnieje tyle odmian cukru. Z ciekawostek powiem wam, że kupiłam cukier muscovado czyli bardzo ciemny, lepki o głębokim smaku melasy i na przesiadce w Paryżu, kiedy przychodziliśmy przez kolejną kontrolę, chcieli nam ten cukier zabrać twierdząc, że to podchodzi pod płyn… Oczywiście nie oddałabym 2 kg genialnego cukru, więc po serii argumentów z celnikiem i chęci rozmowy z jego przełożonym udało nam się ten cukier przewieźć. Jednak dla bezpieczeństwa wrzućcie go w bagaż nadawany.
Myślałam wcześniej, że nie lubię rumu i że zdecydowanie ten rodzaj alkoholu po prostu mi nie smakuje. Na Mauritiusie zmieniłam zdanie! Rum produkowany na tej wyspie to klasa sama w sobie. Oczywiście nie było tak, że każdy mi smakował, ale jest tyle rodzajów i różnych aromatów, że każdy znajdzie coś dla siebie. Możemy spróbować białych, ciemnych albo aromatyzowanych przyprawami, kokosem, suszonymi owocami, kawą czy imbirem. Najbardziej smakował mi ten który jest na zdjęciu poniżej i znaleźliśmy go tylko niedaleko Belle Mare o dziwo niestety nigdzie indziej później go nie było. Jednak inne, równie dobre rumy możemy spróbować i kupić prawie wszędzie.
Na wyspie można kupić też lokalnie uprawianą herbatę i kawę. Te plantacje nie są specjalnie duże, ale taka herbata lub kawa to bardzo fajna pamiątka z wakacji.
Na koniec kilka sprawdzonych adresów:
La Rougaille Creole – kuchnia kreolska, Grand Baie
Chez Tino Restaurant – kuchnia kreolska, Trou d’Eau Douce
Wapalapam Island Eatery – Le Morne Brabant
Bistro Barbu – burgery, Curepipe
Przepiękne widoki i jedzenie 😉