Jesteście ciekawi jak wygląda Street Food Festiwal wg Amerykanów? Male porównanie takiego wydarzenia w Warszawie i w Atlancie.
Cóż, wygląda dosyć podobnie jak w Polsce 🙂
Zakupiłam bilety (tak tak, w Stanach wszystko jest biletowane, nie ma nic za darmo) i wybrałam się ze znajomymi na Festiwal Food Trucków do Piedmont Park. Jak się okazało wejście na Festiwal jest darmowe, ale żeby móc kupować jedzenie trzeba kupić bilet i dostać specjalną opaskę na rękę. Niestety okazało się że jest zbyt dużo ludzi i niestety opaski nie są już wydawane (mimo tego że za nie zapłaciliśmy! Festiwal był w godzinach 10-22, przyszliśmy o 17)… Strażacy zabronili przez zbyt duży tłum i tyle. Wiec byliśmy już mocno zirytowani organizacją, na tyle że cześć ludzi zrezygnowała i poszła do restauracji. My natomiast staraliśmy się znaleźć inne sposoby żeby zdobyć opaski. Okazało się że ludzie którzy wychodzą już z festiwalu są na tyle uprzejmi że chętnie oddali nam swoje bransoletki 🙂
Kolejki oczywiście do wszystkich stanowisk były bardzo długie (około 30 minut stania), no ale było warto.
Na pierwszy ogień Lobster Roll – homar z kukurydza, sosem majonezowym z bułce, do tego smażone zielone pomidory z ostrym sosem (pycha!).
Dalej oczywiscie pulled pork – długo pieczona (w tym przypadku na grillu) wieprzowina, podana z sosem, pieczonymi ziemniakami no i obowiązkowo, ulubioną potrawą w tym regionie Stanów – grits – kaszka manna podana na wytrawnie, tutaj z serem i boczkiem. Z ponoć najlepszego Food Trucka z Atlanty!
Na sam koniec zdecydowaliśmy się jeszcze zjeść nadziewane burgery (do tego food trucku była najdłuższa kolejka), mój burger nadziewany makaronem z serem (czysta rozpusta!), burger mojego lubego – nadziany panierowana ostra papryka
Nasi znajomi jedli panini (takie sobie), ostre indyjskie curry oraz na deser naleśniki z czekoladą.
Zdecydowanie w Atlancie były większe kolejki niż z reguły w Warszawie na Festiwalach Food Trucków. Food trucków było też sporo więcej i trochę inny asortyment jedzenia. W Warszawie z reguły królowały burgery, w przeróżnych postaciach, wszystkie oczywiście pyszne. Można też znaleźć potrawy w Polskim stylu jak np. kiełbasa, zapiekanki, placki ziemniaczane. W Atlancie natomiast burgerów wcale nie było dużo (raptem chyba 2 food trucki), za to sporo było np. lobster rollsów, królowała tez kuchnia meksykańska – tacos, burritos. Co ciekawe można było znaleźć europejskie potrawy jak np. fish’n’chips, belgijskie frytki, naleśniki czy stoisko z kuchnią francuską. Ogólnie była bardzo duża różnorodność i każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Były nawet budki z sałatkami, sushi, kuchnią indyjską czy też po prostu z hot dogami. Jedynym minusem jednak były ceny w porównaniu do ilości jedzenia… W Polsce z reguły food trucki są trochę tańsze niż zjedzenie na mieście w knajpie i za 20-kilka zł spokojnie zjemy burgera z frytkami, tutaj jednak ceny wszystkiego były dość wysokie…Np. mój lobster roll + pomidory kosztowały w sumie 18$, co wcale nie jest tanio jak na ilość tego jedzenia… Ogólnie gdybyśmy poszli do knajpy udałoby nam się najeść pewnie taniej niż na tym Festiwalu, no ale i tak uważam ze warto było 😉 Plusem było tez to ze event odbywał się w parku i to w dodatku jeszcze ze sceną z muzyką w tle, wiec można było usiąść na trawce, zrelaksować się i zjeść dobre jedzenie! 🙂
Na koniec kilka fotek z Warszawskiego Festiwalu Food Trucków na Stadionie Narodowym, na którym byłam jakoś w marcu.